Trasa II. Rano budzimy się nieco później niż pierwszego dnia, a to ze względu na spokojniejszy plan wycieczki.
Spodziewaliśmy się, że I trasa może nas trochę zmęczyć, wiec nie szarżowaliśmy z pomysłami. Pierwsze próby wygramolenia się z namiotu są okrutne. Zakwasy przypominają o sobie i o wysiłku jaki włożyliśmy poprzedniego dnia w zdobyciu szczytu.
Nie ma co narzekać. Trzeba to rozruszać. Śniadanie przygotowujemy znów na dworze i ruszamy.
Cel - Admont.
Z naszego kempingu kierujemy się na drugą stronę drogi, gdzie znajduje się ścieżka rowerowo-piesza - nasz punkt startowy.
Ścieżka biegnie cały czas wzdłuż głównej drogi, aż do stacji kolejowej. Po chwili namysłu stwierdzamy, że jednak idziemy pieszo dalej. Przechodzimy po moście na drugą stronę rzeki. Tam jednak urywa się nasza ścieżka. Udaje nam się znaleźć przystanek autobusowy. Mamy chwile czasu, więc rozglądamy się po okolicy. Odkrywamy, że niedaleko jest park edukacyjno-naukowy. W parku znajduje się wiele zagadek naukowych do rozwiązania, ciekawostek itd. Jest też labirynt, gdzie są wskazówki-zagadki, jak się z niego wydostać. Można odpocząć na ławkach, a także pograć w piłkę, siatkówkę itd. Sprzęt sportowy znajduje się w drewnianej skrzyni. Jak ktoś ma ochotę to bierze piłkę i idzie grać, a jak skończy to odkłada. Tak odkłada, a nie rozkrada! Można? Da się? Widać bardzo efektywne wykorzystanie środków unijnych. Ktoś miał pomyl i potrafił go zrealizować.
Zabawę i odpoczynek czas zakończyć. Autobus podjeżdża.
Admont umiejscowione jest w środkowej Austrii, w kraju związkowym w Styrii, w powiecie Liezen. Pewnie Wam za dużo to nie mówi. Nam na początku też :)
Admont - miejscowość wypoczynkowa w Alpach. Brzmi lepiej. Ale najważniejsze co powinniście zapamiętać o Admont, to fakt, że znajduje się tu klasztor benedyktynów, który zawiera największą bibliotekę klasztorną na świecie. Opactwo słynie z barokowej architektury, sztuki i rękopisów.
Biblioteka zawiera 200 000 woluminów. Najcenniejsze to 1400 rękopisów i 530 inkunabułów. Rzeźby w bibliotece wykonane są przez rzeźbiarza Josefa Stammela.
Biblioteka powstała dopiero w XVIII wieku i dzięki temu można podziwiać kunszt barokowych artystów. Sufit 70-metrowej biblioteki zdobią freski przedstawiające kolejne kroki człowieka w dążeniu do poznania Boskiej Prawdy Absolutnej i pełne ekspresji rzeźby rzeczy ostatecznych.
Biblioteka jest połączona z bardzo ciekawym muzeum, ale szczegółów wystawy nie będę zdradzał :)
Ze względu na fakt, że byliśmy uzależnieni od autobusu, nie było czasu na dłuższe przesiadywanie w Admont. Postanowiliśmy jednak, nie iść prosto na pierwszy przystanek, ale kawałek podejść ścieżka oznaczą na mapie. Oczywiście na początku źle skręciliśmy i trzeba było wrócić się kawałek. Trasa biegła momentami przez środek pastwisk, gdzie krowy i pewien byk trochę nas zestresowały, ale obyło się bez zbędnych wymian grzeczności :)
Na nasz transport docieramy przed czasem. Podjeżdża. Wsiadamy.
Dziś też pokonaliśmy ok. 15km , ale jakie to było inne 15km. Dobranoc.
Trasa III
Wybór III trasy ustaliliśmy po burzliwych debatach. Z pomocą przyszła nam jednak pogoda. Udało się odrzucić wniosek żeńskiej części ekipy - próbę zdobycia dość wysokiego szczytu. Męski rozsądek górą! Albo też męski brak fantazji... Tak czy siak ruszamy w trasę!
Okazuję się, że część naszej trasy zawiera szereg atrakcji. I tu znów wspomnę o dobrze wydanych funduszach europejskich oraz szacunku do czyjejś pracy i wspólnego dobra.
Po drodze spotykamy jaskinie z krasnoludkami :)
Ratujemy księżniczkę:)
Uwalniamy wielkiego potwora:)
I maszerujemy dalej
Po wyjściu z lasu odnajdujemy już właściwą drogę. Niestety jest fatalna. Dreptamy dosłownie po żwirze. Nie jest to najprzyjemniejszy marsz w górę. Wszystko osuwa się spod nóg.
Po paruset metrach żwirek zmienia się luźne kamienie. Jest już trochę lepiej. Dalej jednak nie jest to stabilne podłoże do marszu.
Po drodze robimy chwilę przerwy na obowiązkowe pozowanie :)
I ruszamy dalej :)
Ostatni etap podejścia był dość stromy i trzeba było sobie pomagać łańcuchami. Nie wyobrażam sobie wspinaczki na ostatnich metrach w deszczu. Końcówka trasy to była gładka i stroma skała.
Haindlwaldspitze 1336 m.n.p.m. Na górze przywitał nas widok na trasę, którą pokonaliśmy oraz w drugą stronę na "prawdziwe szczyty" i schronisko. Oczywiście jak to w Austrii wszystko przemyślane - ławeczka. Można posiedzieć na niej i delektować się widokami, podumać nad życiem i znów rozkoszować się miejscem.
Jako, że to nie był nasz cel, to po zrobieniu setek zdjęć ruszyliśmy dalej w kierunku schroniska, które znajdowało się parędziesiąt metrów niżej.
Schronisko Haindlkarhutte 1121 m.n.p.m.
Wejścia na teren schroniska pilnuje czujny i podejrzliwy osiołek. Jednak machnął na nas ogonem i udało się wejść. W schronisku można spróbować regionalnych potraw oraz rozkoszować się widokiem na najwyższe szczyty, w tym na ten najważniejszy Hochtor - 2369 m.n.p.m.
Większość turystów dotarło do schroniska trasą, która my będziemy schodzić. Jest dużo łatwiejsza i przyjemniejsza. Wracając mijamy dużo turystów (odchodząc spotkaliśmy może dwie grupki). Niestety chcąc przetestować obie trasy musimy zrobić większe koło i nadrobić trochę dystansu.
Finalnie docieramy do naszego punktu zbiórki.
Trasa IV - Back To Home
W drodze powrotnej zajeżdżamy do Gams bei Hieflau, gdzie znajduje się jaskinia Kraushöhle oraz mnóstwo atrakcyjnych tras spacerowych. Niestety część ścieżek jest zamknięta ze względu na remonty. Podchodzimy do jaskini. Obok wejście jest budka od przewodnika. Znajdujemy tam informację o godzinach zwiedzania i minimalnej ilości osób w grupie. O czasie przychodzi przewodnik, który każdemu rozdaje latarki, a także osobom gorzej przygotowanym (czyli nam..) ciepłe ubrania.
Po około godzinie zwiedzania jaskini wracamy do samochodu. Po drodze mijamy ośrodek z basenami na powietrzu. Koniecznie trzeba tu wrócić.
Podziękowania dla ekipy:
B. J.
D. M.
D. P.