Kuba - Cienfuegos

Godzinę przed czasem dochodzimy do hotelu Plaza, skąd ma wyruszyć nasz autobus do Cienfuegos. Rano byliśmy tak zniecierpliwieni i nastawieni na chęć opuszczenia Hawany, że podziękowaliśmy za śniadanie. Teraz trochę tego żałujemy. Zaczyna nam burczeć w brzuchu. Zdecydowaliśmy, że Kamil idzie poszukać  jakiegoś pieczywa, a ja pilnuje naszego transportu i toreb. Po pół godziny Kamil wraca bez prowiantu. Przyczyna jest prosta - pieczywo sprzedawane jest na kartki... . Wyciągam ostatnie batoniki na czarną godzinę. Przed hotelem uzbierała się już spora grupa ludzi. Podjeżdża autobus. O dziwo nowoczesny! Nie jest to Viazul, którego polecano na forach, a Transtur. Odkryliśmy go przypadkowo ale był to strzał w dziesiątkę. Podchodzimy do autobusu, żeby wejść i ... nie ma nas na liście. Hawano no dajże spokój...! Oprócz nas, zaskoczonych jest parę innych osób, w tym starsze kobitki, które udały się do biura w hotelu w celu uzyskania wyjaśnień. Po chwili wracają trochę skonsternowane ale z objaśnieniem, że: godzina podana na bilecie to godzina zbiórki, a nie godzina odjazdu i mamy czekać choćby do wieczora, a najlepiej to nie zawracać im głowy, bo autobus przyjedzie. No to czekamy. Obok nas grupka młodych turystów rozpoczęła imprezę na torbach. Nie ma co płakać, lepiej się napić rumu. Za którymś autobusem, w końcu znaleźliśmy się na liście. Ruszamy. Bye Bye Hawano!

 

Cien 009

 

Przejazd Transturem pozytywnie nas zaskakuje. Autobus jest nowoczesny. Pilot opowiada o wszystkich ciekawych rzeczach mijanych po drodze. Trasa przejazdu wynosi ok 250km. Oczywiście na tak długim dystansie jest: postój na posiłek oraz (co nas rozbawiło) postoje "na siku" na zawołanie przy drodze.

 

Cien 010

 

 W końcu dojeżdżamy do Cienfiegos. Od razu po wyjściu miejscowi chcą nam wszystko sprzedać, zawieźć i nikt nie rozumie, że chcemy SAMI, piechotą z torbami  dotrzeć do naszej Casy. Według nich jesteśmy Loco! Więc dreptamy przez tą uroczą mięścinę, co krok nękani przez życzliwych mieszkańców Cienfiegos. W końcu docieramy do Casa Babi. Wybór na te miejsce padł, głównie z powodu tarasu z widokiem na zatokę Cienfeuegos! Najpierw jednak Kamil próbuje się dobić do furtki, co wcale nie było tak łatwe!

 

Cien 013

 

Po chwili wpuszcza nas żona od Babi. Pokoje są czyste z klimatyzacją. Rozpakowujemy się i idziemy na główną promenadę Paseo El Prado. Cienfuegos jest nazywane Perłą Południą. W 2005 roku historyczne centrum zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

 

Cien 016

 

Cien 017

 

Cien 018

 

Cien 019

 

Cien 020

 

Cien 021

 

Cien 022

 

Cien 023

 

Wieczorem potwierdziło się, że wybór Casy był znakomity. Bujanie się na fotelu, z drinkiem podczas tonącego słońca w wodach zatoki jest strasznie odprężające!

 

Cien 027

 

 Wszystkie zmartwienia z Hawany w moment znikają wraz ze  zachodzącym słońcem.

 

Cien 026

 

Tak delektując się rumem zaczynają nas dochodzić dźwięki imprezy. Oho, jest szansa w końcu zakosztować karaibskiej imprezy. Szybka decyzja. Jeszcze szybszy ubiór i idziemy w kierunku muzyki! Docieramy do źródła dźwięków i... impreza zamknięta. Sprawdzamy jeszcze główny deptak i wracamy do domu spać. Kolejna noc bez obiecanych kubańskich imprez.

 

Cien 079

 

Dzień 6. Łajba życia
 
Wstajemy dość wcześnie ale mimo to śniadanie jest już gotowe. Gospodyni zaprowadza nas do "jadalni". Ciężko opisać jak przyjemnie jest picie kawy o poranku przy wpadających promieniach karaibskiego słońca. Do śniadania oczywiście spora ilość owoców. Strasznie mi się podoba na Kubie jedzenie pierwszego posiłku na dworzu. Jest w tym coś, co pozytywnie nastraja na cały dzień.

 

Cien 029

 

Tak posileni możemy ruszać. Zapowiada się piękny dzień! Po otwarciu furtki wita nas bezchmurny widok na zatokę. Od razu kierujemy się do portu na prom.

 

Cien 030

 

Cien 031

 

Cien 032

 

Cien 033

 

Cien 034

 

Cienfuegos przypomina europejskie kurorty. Jest czyste i ładne w porównaniu z poznanymi dotej pory miastami.

 

Cien 035

 

Przemierzając maisto docieramy do centralnego placu w mieście z łukiem triumfalnym Parque Jose Marti. Jak na wczesną godzinę to jest tam jakieś poruszenie. Podchodzimy sprawdzić o co tyle krzyku. Zwykły kiermasz książki.

 

Cien 036

 

Cien 037

 

Cien 025

 

 W centalnej części placu znajduje się pomnik  kubańskiego poety, pisarza oraz przywódcy ruchu niepodległościowego Jose Marti.

 

Cien 038

 

Cien 039

 

Powoli docieramy do promu. Odpływa on dopiero za 40 min ale już jest praktycznie pełny. Na wszelki wypadek wsiadamy. Im bliżej godziny startu tym więcej ludzi wsiada. Zaczyna być ciasno na tej łajbie i gorąco! Zaraz wyruszamy. Łajba, przepraszam prom, jest pełna ludzi. Niektórzy siedzą na odbojach za burtą. Ciekawe jak bardzo jest przeładowana... .

 

Cien 040

 

Na zewnątrz jest znacznie lepiej. Powietrze. Przed samym wypłynięciem podjeżdżda rower z lodami zapakowanymi w styropianowym bagażniku. Biznes jest wszędzie :) Szybki handel i po chwili odpływamy.

 

Cien 040a

 

Cien 041

 

Dopływamy do naszego pierwszego miejsca docelowego Castillo de Jagua. Jest to niewielka zabytkowa twierdza wzniesiona przez Hiszpanów.

 

Cien 042

 

Cien 043

 

Po drodze do zamku mijamy cyrk albo pozostałości po nim. Na Kubie czasami ciężko jest stwierdzić, czy faktycznie coś jest zamknięte, czy jednak czynne.

 

Cien 048

 

Cien 044

 

Szybkie pamiątkowe zdjęcie i główna atrakcja zwiedzona.

 

Cien 046a

 

 Wracamy do portu. Musimy się dostać na drugą stronę. Tylko jak?. Próbujemy porozumieć się po angielsku. Nothing. Może uda się łamanym hiszpańskim? Nada. Trochę na ślepo, trochę na migi ale wsiadamy na drugą łajbę (statek). Może się uda. Wybór okazał się trafmy i po paru minutach docieramy do drugiego brzegu.

 

Cien 049

 

Cien 050

 

Tam oczywiście czeka na nas taksówkarz! Mając na uwadze poprzednie próby oszukania nas, grzecznie dziękujemy. Dwie młode dziewczyny, które były na statku namawiają nas jednak, żeby jechać z nimi tą taksówką, bo do naszej plaży jest daleko. Wyczuwając kolejne oszustwo uparcie mówimy: No No No No! No i pojechali bez nas. Dopiero wtedy dociera do nas, że taxa kosztowała 4-6zł... .

 

Cien 051

 

Idziemy. Przed nami jak się okazało parę kilometrów marszu. Nie wzieliśmy nawet wody na drogę. Asfalt. Słońce. Asfalt. Słońce. Chłop z koniem. Asfalt. Słońce. Żadnego samochodu, czy (jednak) upragnionej taksówki.

 

Cien 053

 

Cien 054

 

Cien 055

 

Nagle na horyzoncie pojawia się ciężarówka. Machamy. Zatrzymuje się. Wsiadamy na pakę wśród... warzyw i innych autostopowiczów. Ta ciężarówka chyba uratowała nas przed wycieńczeniem i poparzeniami słonecznymi.

 

Cien 056

 

Cien 057

  Cien 064

 

Docieramy do naszej plaży. Dziękujemy kierowcy i chcemy przekazać parę pesos za pomoc ale kubańczyk nie chce przyjąć pieniędzy. Zaskoczeni jeszcze raz dziękujemy i udajemy się na plażę Playa Rancho Luna.

 

Cien 065

 

Chwilę po rozłożeniu się pod palemką kelner przynosi zamówioną PinaColadę. To była pierwsza PinaColada jaką piliśmy na Kubie. Mimo, że leżymy na plaży to dostaliśmy ją w szkle. A co najważniejsze była to jak sie okazało najlepsza PinaColada jaką piliśmy podczas całego wyjazdu! W między czasie spotykamy dziewczyny, które chciały namówić nas na taksówkę. Okazało się, że pracują na plaży sprzedając kwiatki. Oczywiście od razu próbują nam wcisnąć te zielsko. Po chwili dyskusji w różnych językach, nie wiedząc czemu nie chce odchodzą obrażone :)

 

Cien 069

 

Cien 066

 

Cien 067

 

 Czas na plaży szybko leci, więc udajemy sie w kierunku postoju taksówek. Dojazd do centrum jest dość kosztowny. W dodatku nasz kierowca chwali się swoją furą i co chwile zmienia piosenki w radioodtwarzaczu za pomocą pilota :)))

 

Cien 070

 

W drodzę do Casy zatrzymujemy się na obiad w pobliskiej knajpce. Składamy zamówienie ale chyba nie dostaniemy posiłku zbyt szybko, ponieważ kucharze oglądają mecz (Barca - PSG 6:1). Dopiero po końcowym gwizdku wrócili do kuchni, żeby przygotować nasz posiłek.

 

Cien 071

 

Docieramy do casy totalnie zmęczeni, ale po dniu pełnym przygód. W końcu jesteśmy zadowoleni z Kuby.

 

Cien 074

  Cien 078

 

Cien 073

 

Dzień 7. Need For Speed do Trinidadu
 
W ostatni dzień w Cienfeugos wstajemy dość wcześnie, ponieważ chcemy zwiedzić drugą cześć miasta. Dzień prędzej nie udało nam się kupić biletów na autobus do Trinidadu ale za to w miarę rozsądnej cenie udało nam się załatwić prywatny transport. Wychodzimy z Casy i udajemy się w kierunku Punta Gorda, niegdyś eleganckiej dzielnicy Cienfeugos. Przybrzeżną promenadę Malecon otaczają wille, które są pozostałościa po obecności Amerykanów. Z każdym dniem Cienfeugos wydaje się coraz ciekawsze i ładniejsze.

 

Cien 080

 

Cien 080a

 

Cien 081

  Cien 085

 

Cien 086

 

Cien 088

 

Cien 089

 

Cien 090

 

Cien 091

 

 Najbardziej rozponawalną rezydencją jest budynek dawnego Yacht-Clubu.

 

Cien 095

 

 Po drodze wstępujemy do artystycznego parku.

 

Cien 096

 

Cien 097

 

Cien 098

 

Cien 099

 

Cien 100

  Cien 102

 

Kolejna z osobliwych rezydencji Palacio de Valle.

 

Cien 103

 

Cien 104

  Cien 106

 

Na samym końcu jest kolejny bardzo uroczy park. Niestety nie możemy za długo siedzieć, ponieważ zbliża się umówiona godzina wyjazdu. Ewidetnie jesteśmy tu o jeden dzień za mało, a o dwa za długo byliśmy w Hawanie.

 

Cien 107

 

Cien 108

  Cien 110

 

Cien 111

 

Cien 112

 

Cien 113

 

Cien 114

 

Cien 115

 

Do Casy docieramy praktycznie na czas. Ooo i tu spotyka nas niespodzianka, czyli nasz transport. Nie jest to kolejny amerykański klasyk motoryzacji, a najnowszy model Łady. Nasz kierowca jest obwieszony złotem. Nawet czapka jest w stylu blink blink. Nie wiedząc, co nas czeka wsiadamy pełni optymizmu. Do pokonania prawie 100km w nowym samochodzie - smooth & easy. Rakieta wystartowała i to dosłownie. Nasz blink blink kierowca chyba miał zamiłowanie do rajdów. Na początku tylko z Kamilem niespokojnie spojrzeliśmy się na siebie. Prawdziwa przygoda zaczęła się po wyjechaniu z miasta. Gaz w podłodze. Świat się zaczyna zlewać, mimo że drogą jest dość kręta i pagórkowata. Kierowcy tylko ostrzegają się przed... krowami, które znienacka wychodzą na drogę. Z jednej strony przerażony już widziałem krasule w naszym aucie, z drugiej przy tej prędkości byłaby szansa przeskoczyć nad nią. Czas przejazdu znacznie się skrócił i po niecałej godzienie dojeżdżamy do Trinidadu. Zwalniamy przed kontrolą prędkości (w końcu!). Podjeżdżamy pod naszą Casę. Chyba ucałuje ziemie jak się zatrzymamy. Trinidad.