Na wiosnę 2011 podczas zajęć na uczelni
dostaliśmy propozycję wyjazdu na półwysep krymski.
Z początku podeszliśmy do tego sceptycznie, ale wraz z ilością opowiadań dojrzewała decyzja do wyjazdu. Głównym celem miała być konferencja naukowa i związane z nią okoliczności. Ale nie do końca tak było .. :)

Po podjęciu męskiej decyzji należało jeszcze dopełnić formalności związanych z uczestnictwem w konferencji : napisać publikacje naukowe itd Po akceptacji przez Uniwerystet w Doniecku mogliśmy planować wyjazd na " International scientific and technical conference MACHINE-BUILDING AND TECHNOSPHERE OF THE XXI CENTURY"
We wrześniu jedziemy na KRYM !
Cel: Sewastopol - miasto w południowej części Półwyspu Krymskiego - Ukraina
Środek transportu: Opel Vivaro z przebiegiem 500 000 km !
Dystans: ok 1800 km
Czas: ok 2 dni
Wyjazd zaplanowaliśmy z Gliwic ok 19.00. Po drodze małe zakupki na stacji i w drogę. Do przejechania drogi wypożyczyliśmy Opla Vivaro z solidnym przebiegiem i żółtym check enginem ( sprawdził się idealnie !) Trasa miała być pokonana bez postoju na sen (kierowcy się zmieniali) Przerwy na posiłki hmm.. zatrzymywaliśmy się w szczerym polu i tam rozpalaliśmy grilla (co miało swój klimat !). Jedynie raz mieliśmy wykwitny posiłek - gotowane raki - polecam ! Aby spożyć taki posiłek należało zaczepić babuszkę, która stała przy drodze, a następnie ktoś z domu przynosił raczki. Droga do przekroczenia granicy z Ukrainą idealna, po przekroczeniu ... przywitała nas straszna mgła i droga ze skąpą ilością asfaltu. Dopiero w okolicach Krymu drogi się poprawiły, ale nawet nie ma sensu opisywać jazdy i tego co tam się dzieje - to trzeba przeżyć. Po męczącej drodze, parunastu dolarach prezentu dla tutejszej policji dotarliśmy !
Noclegi mieliśmy zarezerwowane w internacie. Plan i warunki widać na zdjęciach. Podczas pierwszej nocy obudziła nas inwazja karaluchów, które wyjątkowo łatwo zwalczyła puszka Raid'a. Na półwyspie jest ogromny problem z ciepłą wodą, a raczej jej brakiem, co z początku było uciążliwe dla wygodnisiów. Po 3 tygodniach kąpieli w zimnej wodzie stwierdzam - da się !
W naszym "ośrodku" architekt wnętrz raczej wolał nakładać kolejne warstwy farby niż planować remont kafelek..
Zimą na Krymie wg naszych znajomych nie rozpieszcza pogoda. Jest dość zimno, szczególnie jak drzwi mają szczelność taką jak widać na zdjęciach. Ogólnie w Polsce takie apartamenty nie przeszły by żadnej kontroli, a tam wszyscy żyją i nikt nie narzeka :)
Poniżej korytarz i wspólna łazienka dla całego budynku. Ciepła woda była podobno raz w tygodniu, w środę, podobno.. :)
W internacie każdy dzień zaczyna się od apelu dla młodzieży, a następnie rozruchu na powietrzu ! Następnie w mundurkach prosto na zajęcia. Miejscowi okazali się bardzo przyjaźni i z chęcią opowiadali o swojej kulturze. Mimo, że na początku byliśmy przerażeni warunkami i tym, że nasze łóżka składają się z deski i koca, to okazało się, że bardzo szybko da się przyzwyczaić do takich warunków, choć trzeba było się wspomagać miejscowymi trunkami, który pierwszy i ostatni raz w takiej ilości każdy z nas spożył. Wydaję się to dziwne, ale tam szklaneczka czystej jest na porządku dziennym, zazwyczaj zagryzana cebulą brrr i smalcem, który jest trochę inaczej wytwarzany niż nasz.
Na miejscu widać ogromną różnice klas, od sprzątaczki, która dziękowała nam pół godziny za kisiel w proszku, po miejscowych w najnowszych m-powerach. Sevastopol jest przepięknym miastem z ogromną ilością pomników. Najsłynniejszym elementem miasta jest rosyjska baza wojskowa. Na każdym kroku widać przywiązanie do Rosji. Miejscowi mówią tylko po rosyjsku, a prawie każdy ma na samochodzie rosyjskie flagi.
Wieczorami Sevastopol tętni życiem. Jest tu parę dyskotek, na których idzie się naprawdę wybawić. Dj zazwyczaj puszcza muzykę z winampa :))), a w każdej imprezowni są wielkie lustra, które powodują, że dyskoteka wygląda na duuużo większą. Dało się zauważyć też drugie zastosowanie luster: dziewczyny tańczą do lustra, a za nimi chłopacy, dziewczyny lukają w lustrze chlopaków i jak się spodoba to się odwracają i z nimi tańczą, a jak nie to nara :)))
Najbardziej wkurzający fakt: płatne kible w klubie.
Najbardziej śmieszny fakt: koleś w klubie w dresie Azerbejdżan i okularach przeciwsłonecznych :))))
Miejscowi raczej nie mówią po angielsku. Było parę wyjątków, ale większość rozmów była na zasadzie - oni po rosyjsku, my po polsku :) Miłym zaskoczeniem była Pani profesor, przypadkowo spotkana na mieście i dziewczyna z Moskwy, która studiowała polonistykę :)
CDN ....