Są miejsca do których się wraca.
Jednym z tych miejsc jest Livigno we Włoszech. Pierwszy wyjazd do Livi był spontaniczny. Decyzja z dnia na dzień. Szybkie pakowanie. Jedziemy. -20*C na miejscu. Zima stulecia w alpach. Późniejsze wyjazdy grudniowe już nie wzbudzały tyle emocji. Było fajnie ale ... . Tu słońce przez jeden dzień, tu silne wiatry, raz mgła … Ok. Kolejny grudzień został odbębniony .Pewnego razu wpadła myśl, żeby spróbować pojechać na wiosnę. Do pokonania mieliśmy 1200 km. Ale od początku to było wyzwanie, bo niektórzy pasażerowie zapomnieli dokumentów… Zaczynamy od: -100 km, -2h. Ruszyliśmy. Po drodze jeszcze pamiątkowe zdjęcie z fotoradaru. Kosmiczna kolejka przed tunelem. Trochę wstydu na parkingu przez wstawionego kolegę i CEL osiągnięty.
Jeżeli chodzi o sama miejscowość, to Livigno za każdym razem robi na mnie wrażenie - alpejski urok, infrastruktura narciarski w zimę, nastawienie na rowerzystów w lato, klimat, ludzie. W kwietniu Livi wita polami przebiśniegów
Wiosna w alpach to także SKIPASS FREE!!:) Darmowe skipassy są „dodatkiem” do noclegów w mieście. Dziwnym trafem noclegi potrafią zdrożeć w tym okresie... . Pomimo tego, w dalszym ciągu jest to bardzo korzystna cenowo opcja wyjazdu!
W Livigno jest świetnie działający mechanizm. Otóż tak:
- od 8:00 do 16:30 zazwyczaj rozkoszujemy się jazdą na stoku,
- od okolic 14:00 zaczynają się Apress Ski, które trwają zazwyczaj do 18:00,
- następnie możemy się udać na miasto na zakupy lub kolację (jeśli mamy siły po apressie; ))) ),
- dla wytrwałych są jeszcze pubu/dyskoteki,
- spanie.
Włosi w świetny sposób organizują nam całe dnie zabawy, a sobie dobrze przemyślany biznes. Moje skromne doświadczenie podpowiada jednak, że ciężko idealnie się wpasować w te koło wydarzeń, głownie ze względu na wspomnianą strefę bezcłową i apressy… .
A co jeśli mamy ochotę na coś innego niż jazda na stoku, picie i zakupy? Jest kilka opcji. Wyjazd do gorących źródeł do Bormio, atrakcje organizowane przez biura, a może jakaś wycieczką? Jako, że w Livi siedziałem aż 2 kwietniowe tygodnie, postanowiłem coś zwiedzić.
Cel padł na Szwajcarię, a konkretnie Davos i Sankt Mortitz. Wyjechaliśmy z Livi przez tunel i gps pokierował nas w stronę pierwszego punktu zaplanowanego na ten dzień. Po parunastu kilometrach wjechaliśmy do tunelu, gdzie ustawiony były bramki. Nastąpiła mała dezorientacja, bo wyglądało to jak wjazd na autostradę. Na szczęście miła Pani w okienku poinformowała nas, że bramki są do wjazdu na pociąg z platformami samochodowymi. Ustawiłem samochód na wyznaczonym miejscu na platfomie i po chwili pociąg wyruszył. Takie rozwiązanie pozwoliło na zaoszczędzeniu wielu kilometów i czasu. Dojechaliśmy do peronu końcowego.
Davos, o którym tyle się nasłuchałem w tv nie zrobiło szczególnego wrażenia. Jakieś hotele, sale konferencyjne, dużo reklam. Odbyliśmy krótki spacer i udaliśmy sie do St. Moritz.
St. Moritz to miasto typowe dla ludzi z ogromną ilością gotówki na koncie. Widać to zarówno po architekturze miasta, jak i po luksusowych sklepach i salonach najdroższych marek. Warto pospacerować nie tylko pogłównych alejkach sklepowych, ale wejść w boczne uliczki, gdzie kryją się nowoczesne wille.
Do Livigno postanowiliśmy wrócić „dookoła górami” Była to chyba najlepsza decyzja tego dnia. Najpiękniejsza droga jaka kiedykolwiek jechałem. Kręte drogi o idealnej strukturze asfaltu i widoki na Alpy. W najwyższym punkcie trasy -5*C i tunele śnieżne jak z internetowych zdjęć. W dolinach wiosna i +20*C. Wszystko kwitło. Cudownie.
Powrót odbył się przez Bormio. Tam posililiśmy się włoską pizzą. Kolejny krótki spacer i powrót szczytami gór do apartamentów.
Klimat Livigno jest niepowtarzalny. Na tą magie składa się nie tylko widok Alp, miasteczka, czy infrastruktury narciarsko-rowerowej, ale główny składnik to ludzie. Na każdym wyjeździe poznaje się mnóstwo ludzi pozytywnie nastawionych. Z wieloma utrzymuje kontakt do dziś i co roku staramy się umówić na wspólny wyjazd! Livi wciąga!
A na koniec:
LIVILOVE <3!!!